SP9-AAJ „Silent Key”

tata0013Władysław Kak urodził się w Tarnogórze 26. lipca 1943 roku, jako najstarszy syn Franciszka i Leontyny Kak (z d. Jakubowskiej). Imię odziedziczył po Naczelniku Polskich Sił Zbrojnych Władysławie Sikorskim, który zginął 22 dni wcześniej w katastrofie lotniczej na Gibraltarze. Pierwsze lata szkolne spędził w Tarnogórze, gdzie uczęszczał do szkoły powszechnej, jak sam wspominał, ówczesnym kierownikiem był Edward Wróbel, któremu uczniowie płatali różne figle.

Po zakończeniu tego etapu edukacji rozpoczął naukę w szkole zawodowej w Nowej Sarzynie, do której codziennie dojeżdżał na rowerze, właśnie wtedy poważnie zachorował, a pozostałością po chorobie było trwałe uszkodzenie mięśnia sercowego. Od dzieciństwa interesował się radiotechniką, czego efektem były pierwsze konstrukcje radiowe tzw. kryształki, montowane a potem ustawiane na dużym talerzu celem osiągnięcia lepszej słyszalności. Po wojnie niestety dostęp do fachowej literatury był utrudniony, młody Władek dojeżdżał do znajomego w Leżajsku gdzie pożyczał książki, a potem je ręcznie przepisywał, stąd jego drobny, „lekarski” charakter pisma, „wyrobiony” podczas wielu godzin przepisywania treści podręczników. Oprócz radiotechniki interesował się również chemią, co z uwagi na bliskość Zakładów Chemicznych w Nowej Sarzynie jest zrozumiałe. W początku lat sześćdziesiątych wyjechał z rodzinnej Tarnogóry do Oświęcimia (1963), gdzie znalazł zatrudnienie w kombinacie chemicznym ZChO.

Tutaj też poznał swoją przyszłą małżonkę a moją mamę – Annę Kurzak. Okoliczności poznania były dosyć nietypowe, ponieważ jak wspomina Anna, po raz pierwszy spotkali się w… szpitalu. Niestety pełen planów i energii Władysław chorował już dosyć poważnie i jak się w końcu okazało, każdy kolejny rok życia, które tak bardzo kochał, był dla niego podarunkiem od losu.

tata0024

Rodzice pobrali się w 1966 roku, czego widocznym efektem były moje urodziny rok później i… las anten krótkofalowych na dachu bloku mieszkalnego przy ul. Reymonta. Jak wspomina mama, młody Władek nie bardzo przejmował się konwenansami, przed ślubem pogonił skutecznie kilku potencjalnych adoratorów, po czym rozplanował w domu umieszczenie urządzeń krótkofalarskich i anten właśnie. Należy dodać, że wszystkie konstrukcje, których przez lata używał do nawiązywania łączności z nawet najbardziej egzotycznymi krajami (Indonezja, Stacja Badawcza na Antaktydzie, Mongolia, Rwanda, Wyspy Wielkanocne, Jordania, wszystkie kraje Ameryki Północnej, cała Ameryka Południowa, o Europie już nie wspomnę), były wykonane osobiście przez niego.

Jego zapał zaczął udzielać się znajomym i kolegom do tego stopnia, że powstało w Oświęcimiu koło krótkofalowców a potem Klub Łączności o znaku SP9-KMQ. Klub ten początkowo działał w budynku internatu Technikum Chemicznego, by z biegiem czasu przejść do pomieszczeń Młodzieżowego Domu Kultury, gdzie Władysław Kak został kierownikiem.

Krótkofalarstwo zajmowało go w stopniu całkowitym, nie licząc się z czasem i zdrowiem, tworzył nowe urządzenia, nawiązywał łączność z coraz dalszymi miejscami na świecie (tzw. DX’y), zdobywał przyjaciół w Polsce i w świecie. Najbardziej egzotycznym znajomym Władysława był chyba nieżyjący już Husajn ibn Talal, znany powszechnie jako krol Jordanii Husain I monarcha i… zapalony krótkofalowiec. Do dzisiaj przechowujemy korespondencję pomiędzy nimi. No cóż, tata mógł również pochwalić się sporą rzeszą osób niezadowolonych z tego co robił, szczególnie pośród sąsiadów, którym ze względu na dużą moc urządzeń nadawczych, czasem skutecznie zakłócał oglądanie telewizji.

tata0022

Działalność ojca nie skupiała się tylko na realizacji własnego hobby, był pedagogiem, prowadził młodzieżowe grupy entuzjastów krótkofalarstwa, wyjeżdżał z nimi na obozy, na zawody, spał czasem w trudnych warunkach pogodowych pod namiotami, zdobywał wreszcie laury w najbardziej prestiżowych zawodach krótkofalarskich w kraju i na świecie. Zaryzykuję twierdzenie, że w latach siedemdziesiątych należał do ścisłej czołówki w kraju i zagranicą. Przypominam sobie jak często podczas zawodów, w środku nocy, wspinał się na dach budynku, żeby w deszczu ustawić inaczej antenę i tym samym poprawić jakość nawiązywanych połączeń.

Nigdy nie zapominał o Tarnogórze, łącząc pasję z wielkim sentymentem do rodzinnych stron organizował krótkofalarskie obozy młodzieżowe w Ulanowie. Mimo sporej odległości, żył życiem Tarnogóry, a przyjazd do rodzinnego domu zawsze powodował u niego wzruszenie i… najazd znajomych.

tata0014Obiecywał mi zawsze, że jak podrosnę to weźmiemy namiot i pójdziemy na Haltanę… nie udało się. Towarzyski, wesoły, pełen temperamentu człowiek, jednocześnie zasadniczy w kwestii ludzkiej przyzwoitości, potrafił jeśli było trzeba „wygarnąć”. Wspominam tutaj np. wydarzenie z końca lat siedemdziesiątych, kiedy tata został wezwany listem poleconym do Komitetu Partii, żegnaliśmy go z mamą jakby już miał nie wrócić, a on wziął na wszelki wypadek z sobą szczoteczkę do zębów. Wrócił po południu z pisemnym podziękowaniem za obywatelską postawę, jak się potem okazało, był to efekt jego interwencji w jakimś sklepie. Ówczesny wojewoda bielski mówił o ojcu, że „…Władek to taki człowiek, który raz wyrzucony za drzwi, jak się uprze żeby coś załatwić, to wejdzie z powrotem oknem…”.

Chciałbym tutaj również wspomnieć o tym jak tata dzięki możliwości komunikacji ze światem, uratował kilku osobom zdrowie i życie. Warunki panujące wówczas w Polsce skazywały tych ludzi z góry na porażkę w walce z chorobą. Odbywało się to zawsze w podobny sposób – diagnoza lekarska, krótki czas na podanie leku, którego nie było w kraju i jedyny sposób ratunku, którym była radiostacja ojca i jego liczne kontakty za granicą. Przypadki, które pamiętam zakończyły się wielką radością i odzyskaniem zdrowia przez potrzebujących pacjentów, lek docierał możliwie najszybciej do Polski a tu już helikopterem był transportowany do chorego. Możecie tutaj przeczytać artykuł z gazety oświęcimskiej o jednej takiej akcji, która miała miejsce w 1973 roku.

tata0015Warto również wspomnieć o szalonej jak na tamte czasy, technologii wykorzystywanej przez Władysława. Ojcu nie wystarczyło już nawiązywanie łączności poprzez zwykłą choć ogromną (dwa kwadraty o boku 4m każdy) antenę, zaczął kontaktować się ze światem poprzez satelity Oscar oraz… poprzez odbicie od zorzy polarnej. Pionier, prekursor nowoczesnych technik przekazu, autor i przez wiele lat organizator Oświęcimskich Ogólnopolskich Zawodów Łączności.

Niestety serce nie wytrzymało takiego tempa życia, 22 lutego 1982 roku ok. 6.00 rano, podjechała pod nasz blok po raz kolejny w ciągu kilku miesięcy, wezwana karetka, widziałem go jeszcze jak schodzi z lekarzem do ambulansu, by już nigdy do domu nie wrócić. Miał wtedy 39 lat.

Żył jak pan, wiedział po co, czerpał z życia całymi garściami. Odszedł wtedy, kiedy Jego aura błyszczała najmocniej.

Ważną sprawą jest pamiętać o żywych, hańbą jest zapominać o zmarłych.

niejaki – «zaimek komunikujący, że mówiący nie potrafi bliżej scharakteryzować osoby, którą wymienia z imienia lub nazwiska, np. Jesteśmy umówieni z niejaką Wiśniewską.» (słownik języka polskiego PWN)

Dodaj komentarz